Starość: Szmat lat.
Jak żyć, co z sobą robić, aby starość uczynić pozytywnym choć dokuczliwym czasem? Uczynić z niego godną pointę? Nie dopuścić do degradacji? I czy jest to w ogóle możliwe? Sądzę - że udaje się tylko wybranym.
Każdy pragnie żyć długo, ale nikt nie chciałby starości.
W życiu może nas spotkać wiele klęsk i niepowodzeń, ale tylko jedna prawdziwa tragedia: przejście z dzieciństwa do starości bez osiągnięcia dojrzałości.
Żeby zrobić dobry użytek z życia, należałoby mieć w młodości doświadczenie wieku dojrzałego, a w starości wigor młodości.
Całe życie żyliśmy jakby na walizkach. Tysiące przejść, niepewności, załamań. Ciągła prowizorka, tymczasowość, byle do jutra. A kiedyś zacznie się prawdziwe życie. No i masz. Przychodzi starość i gdzie to prawdziwe życie?
W młodości nasze szczęście jest nadzieją, w starości - rozpamiętywaniem nadziei młodości.
Starość zamiast jutra posiada wczoraj.
Strzeżmy się złośliwej starości, która nie umie uśmiechać się do młodego wieku.
Starość jest pewną formą zła i dźwigamy nie tyle brzemię lat ile naszych czynów.
Ten kto ma spokojne i pogodne usposobienie, łatwiej przyjmuje starość.
Czy starość dlatego jest taka - bez przyjaciół, żeby lżej było odchodzić... tam?
Nie ma nic smutniejszego, niż spustoszenia jakie czyni starość.
Starość jest okresem, gdy kończą się obowiązki, gdy kończą się rozterki miłosne i światopoglądowe, gdy kończy się walka i można w spokoju konsumować przyzwoicie przebyte życie. I można tak jak za młodu cieszyć się wiosną, słońcem, zapachem kwitnącego bzu i muzyką, i widokiem tych, których się kocha.
Starość posiada te same apetyty, co młodość - tylko nie te same zęby.